Dziś przedstawiam kalendarze na deseczkach, tzw. zdzieraki. Już na zawsze będzie taki kojarzył mi się z moją babcią - miała pospinane osobno przepisy (pamiętam ciasto marchewkowe z kartki kalendarza), osobno porady (jak wywabić plamę z wina, a jak od smaru). Ja najbardziej lubiłam żarty rysunkowe i opisy skąd pochodzi i co oznacza jakieś imię. Tylko raz zafundowałam sobie taki kalendarz - ze słówkami z angielskiego, ale w rezultacie kartki zrywałam z całego tygodnia i nici z systematycznej nauki języka. Taki kalendarz to nie dla mnie. Wierzę jednak, żę nadal są tacy, którzy je lubią i pewnie to ci, którzy żyją trochę wolniej ode mnie, zazdroszczę.
Ostatnio dostałam jeszcze jedno wyróżnienie - tym razem od Szalonej Anny.
Serdecznie dziękuję! A ponieważ już wyróżniałam w ostatnim poście 11 blogów, tym razem się wyłamię i postanawiam, że pierwsze 11 osób, które zamieściłoby komentarz pod tym postem może czuć się swobodnie przeze mnie wyróżnionych - ot, taki bonus. Na tym kończę, by choć na chwilę wskoczyć na Wasze blogi.
pozdrawiam
Monika