...w marcu zimno bywa, długo trwa zima, to jest niewątpliwa.
Mówi się, że przysłowia są mądrością narodu. Przez lata, wieki - lud obserwował zmiany w przyrodzie zachodzące wraz z porami roku oraz poszczególnymi miesiącami. Nawet dziś, gdy mamy technologie, pomagające w prognozowaniu przyrody, wiedza ludowa pozostaje użyteczna. Nie wiadomo, czy już naprawdę przychodzi wiosna (oj, czuć w powietrzu taki fajny, specyficzny świeży zapach odmarzającej ziemi) czy może jeszcze przyjdą chłody. Na to potwierdzenie jest kilka przysłów:
Jeśli ci jeszcze nie dokuczył luty, to pal w kominie i miej kożuch suty.
Gdy w Gromniczną jest ładnie, tedy śniegu jeszcze spadnie. (przyp. święto MB Gromnicznej - 2 luty)
Na Gromniczną gęś chodzi po wodzie, tedy Wielkanoc jest po lodzie.
Kiedy kot w lutym na słonku się grzeje, wtedy w marcu musi pójść na przypiecek.
Miejmy nadzieję, że idzie już wiosna, choć... w każdym przysłowiu jest ziarenko prawdy. :-)
Dawno mnie tu nie było, styczeń = brak energii i zapału, jakoś nie chciało się nic konkretnego zrobić. Pochłonęłam jedynie 3 książki, dobre i to, obejrzałam też sporo dobrych filmów, w tym nominowanych do tegorocznych Oskarów. Muszę powiedzieć, że w zeszłym roku powstało sporo dobrych realizacji, jest kilku aktorów, którzy odegrali niezłe role i naprawdę trudno coś obstawić. Polecam w każdym razie "Wilka z Wall Street", film nietuzinkowy, trudno go jednoznacznie zakwalifikować, a także "Witaj w klubie". W obu filmach zaskoczył mnie Matthew Mcconaghey i to pozytywnie. Dotychczas kojarzyłam go z komediami, z niesamowicie przystojnym Dirkiem w "Saharze", a w filmach które wymieniłam wyżej zmienia swój wizerunek o 180`. Do roli chorego na HIV Rona Woodroofa w "Witaj w klubie" schudł ponoć 20 kg, a takie poświęcenie wróży ponoć Oskara. Z książek polecam "Mistrza" Katarzyny Michalak. To pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam, wybrana na chybił trafił w księgarni. Okazała się bardzo wciągająca (pochłonęłam ją w dwa wieczory) i mile zaskoczyła wartką akcją. U dołu bloga będę wpisywać na listę przeczytane w tym roku książki i obejrzane filmy, tak jak robiłam to poprzednio.
Z rękodzieła nic nowego nie powstało za bardzo, pokażę za to dziś Tildy, które uszyłam na zamówienie pewnej pani na prezenty dla dziewczynek na Gwiazdkę. Trochę się skrzywiłam na to zamówienie w pierwszej chwili, bo ostatnio pochłaniają moją uwagę lalki i owce w stylu Tatiany Conne. Po wykończeniu Tild stwierdziłam jednak, że naprawdę fajnie się je szyło. Jedna z lalek miała być fioletowo-zielona, a dwie pastelowe, wpadłam więc na pomysł, by zrobić je z tych samych materiałów, ale na opak (odwrotne kolory sukienek i płaszczyków). To było fajne wyzwanie. Oto one.
Dziękuję za Wasze komentarze. :-)
pozdrawiam i życzę miłej niedzieli!
Monika
8 komentarzy:
Prześliczne lalki i świetny pomysł z mieszaniem materiałów. Prawdziwie wiosenne panny. Są takie cudne ...
Pozdrawiam :))
genialne lale!
Wszystkie Twoje lalki bardzo mi się podobają. Te ostatnie są świetne. A te rudowłose hm - rewelacja. Pozdrawiam
Piękne lale! Podziwiam dbałość o szczegóły :)
Bardzo udane lale! Uwielbiam połączenie zieleni z fioletem, ale jak patrzę na ten róż z błękitem to mam przyjemne dreszcze :)
Śliczne są :)
Prześliczne te lale!
A do tego niesamowicie piękne kolorki!
Wszystkie Tildy prześliczne, ale zielono-fioletowa najładniejsza. Może dlatego, że lubię to zestawienie kolorów:) Nie oglądałam Wilka ale Dallas Buyers Club fantastyczny. Matthew też ostatnio mnie zaskakuje. Obejrzałam go ostatnio w The Paperboy i Mud, oglądam na bieżąco w Detektywie i podoba mi się ten nowy, dojrzalszy wizerunek. A na brak energii i zapału przesyłam pozytywne fluidy z Wieliczki:)
Prześlij komentarz